OstreMiecze

Gildia / Przyjaciele / Rodzina

Ogłoszenie

ZROBIŁEM FORUM FATUM www.fatum.pun.pl W TRAKCIE ROZWIJANIA ZAPRASZAM

#1 2009-09-28 23:52:13

Elpis

Nowy użytkownik

1053618
Zarejestrowany: 2009-09-06
Posty: 1
Punktów :   

Elpis

To na razie pierwsza część,mam nadzieję napisać kontynuację

       


Gdy tylko słońce skryło się za horyzontem,noc powolutku spuszczała swoją kurtynę mroku na świat. Wieczór zapowiadał się ciepły,wiatr niczym kołysanka swoim cichym szeptem kołysał do snu.

          -Co za widok. Nic nie przegapimy-głos Elfki drżał z emocji a każda nuta niosła napięcie.

    Stała na krawędzi wzgórza i obserwowała wioskę Aoter skąpaną w świetle srebrnego księżyca. Zza jej pleców wyłoniła się smoczyca . Podeszła do towarzyszki,ułożyła się u jej stóp i zaczęła mruczeć niczym kot z zadowolenia.
    Eowina spojrzała na bestie i uśmiechnęła się czule.
    Elfka była wysoka,smukła i gibka, miała długie blond włosy i niemalże czarne jak węgiel oczy. Ubrana była w fioletowo-biały strój,składający się z opaski, bluzki,rękawic,spódniczki i bucików. A w prawej dłoni dzierżyła łuk.
         
-Dziś spotkają się dwa księżyce,tej nocy przepowiednia w końcu się wypełni-szepnęła do siebie drżącym głosem.

Eowina położyła się na ziemi,oparła plecy o złote łuski Sanschi i uparcie wpatrywała się w wioskę,powolutku odpływając myślami w przeszłość...

    Miała 7 lat gdy matka umieściła ją w Bractwie Światła,tam usłyszała przepowiednie,tam nauczyła się posługiwać łukiem a z czasem i zabijać. Posiadała specjalny dar,który umożliwił jej znalezienie rodziny w której miała się narodzić ta istotka... Czemu to dziecko musi spotkać taki sam los? Nie może a nawet nie musi zostać potworem... Co za los...
   Zamknęła oczy i zaczęła głęboko oddychać by się uspokoić. Wiatr co rusz poruszał trawą i drzewami dając mylne wrażenie,że ktoś czai się w lesie.
   Spojrzała w niebo i ujrzała drugi księżyc wyłaniający się zza chmur.

-Sanschi! Obudź się! Już czas-szepnęła Eowina delikatnie głaszcząc smoczyce po metalicznych łuskach.

   Wstała i znów stanęła na krawędzi wzgórza,by dalej obserwować.
   Usłyszała warczenie. Odwróciła się w pośpiechu i zobaczyła,że smoczyca nie leży już a stoi na dwóch łapach,ma odsłonięte kły i ogromnymi ślepiami wpatruje się w las.
   Eowina poczuła ciarki biegnące wzdłuż kręgosłupa. Nagle ujrzała kogoś bądź coś biegnącego przez las. Owa postać śpieszyła się,lecz nagle raptownie się zatrzymała,jak gdyby wyczuwała czyjąś obecność. Elfka była pewna,że patrzą sobie w tej chwili w oczy.
   Smoczyca zaryczała,a jej ryk pełen był bólu.
Tylko dlaczego?!
   Eowina jednym zgrabnym susem zeskoczyła ze stromego zbocza i popędziła w stronę jedynego domu,w którym tliło się światło. Sanschi w tym czasie wzbiła się z powietrze. Wzrok spoczął na niebie.. Nie! To już!
Przyśpieszyła.Serce biło jak oszalałe. Czy to jakiś wyścig? Po chwili kilka metrów przed sobą ujrzała postać z lasu,pojawiła się znikąd,jak duch.
   Zatrzymać się? Biec dalej? Co robić?
   Nie myśląc długo chwyciła strzałę,nałożyła na łuk i wystrzeliła. Dał się słyszeć świst przecinającej powietrze strzały a później głuchy trzask. Trafiłam!
   Postać na chwilę jakby się zachwiała a później ponownie niczym duch skryła się w ciemnościach. Już niedaleko.
   Zdyszana wpadła do domu i ujrzała kobietę,która przyciskała popiskujące niemowlę do siebie,oraz mężczyznę stojącego obok niej.Ich oczy odzwierciadlały strach i panikę oraz coś jeszcze,co trudno było odczytać.
   Nie rozglądała się po pomieszczeniu,bo i po co.Liczyło się tylko dziecko.
   Usłyszała ponaglający ryk smoczycy, podeszła do kobiety i zdecydowanym acz delikatnym ruchem wyrwała jej dziecko z rąk,po czym skierowała swe kroki ku drzwiom.

-Nie,tylko nie naszą córeczkę...- słabym głosem próbowała zatrzymać Eowine matka,lecz chwile później straciła przytomność. Mężczyzna rzucił się jej na ratunek.

   Elfka wybiegła z domu,nikt nie próbował jej zatrzymać. Skryła się między drzewami i spojrzała na małą. Miała ciemne oczka i burzę miedzianych loczków.

-Nadzieja...Elpis..-wyszeptała wzruszona do siebie i mocno przytuliła dziecko do siebie.

   Obok stała smoczyca gotowa do drogi. Eowina usadowiła się na jej grzbiecie i powiedziała:

-Do domu,do prawdziwego domu..

   Sanschi zrozumiała. Mruknęła i wzbiła się w powietrze,kierując się na wschód.
   Eowina wiedziała,że źle robi ale czuła,że inaczej nie może postąpić.
"Sama ją wychowam,pokaże prawdziwe wartości życia,potraktuję jak własną córkę...."

                                                                                      ............

Dalsza część powstanie już wkrótce
Pozdrawiam i życzę miłej lekturki.








                            Pragnę zaprezentować kolejny rozdział,opisujący historię mej postaci.
           



          Część II.

   Noc działała na korzyść zbiegów. Tylko księżyc mógł zdradzić ich położenie.
   Elfka,można by rzec,że z nudów obserwowała lśniące od blasku księżyca ciało smoczycy. Iskrzyło się jak
rozsypane na trawie diamenty.
   Tak naprawdę,starała się jedynie nie myśleć o niepewnej przyszłości i o tym,że przez nią dziecko narażone jest na niebezpieczeństwo. Czuła do siebie obrzydzenie. Swoim zachowaniem ściągnęła na maleńką zgubę.
   Zmusiła się by spojrzeć na śpiącą Elpis. Spała tak słodko.Jej liczka miały kolor dojrzałej maliny. Była śliczna.
   Im dłużej wpatrywała się w mała tym większy strach pomieszany z czułością ją ogarniał.
   Czuła szybsze bicie serca .. ale to nie był strach lecz miłość,która kwitła z każdą chwilą spędzoną przy dziecku. Pod dłonią wyczuwała rytmiczne bicie małego serduszka.
   Zawahała się czy nie zawrócić tylko raz,gdy tylko znalazły się w chmurach,kodeks i wszelkie prawa Bractwa wyryte były w jej świadomości zbyt głęboko i one szeptały złowieszczo i rozdzierająco. Nie! To już przeszłość!
   Pod wpływem impulsu mocniej ścisła tłumoczek z dzieckiem. Elpis pod wpływem silnej dłoni Elfki przebudziła się i zakwiliła. Smoczyca w jednej chwili zawisła w powietrzu, odwróciła łeb i spojrzała ze strachem na małą a z naganą na Eowine.
   Cichuteńko zamruczała,jej delikatny głos niczym kołysanka uspokoił maleństwo.
   W ogromnych ślepiach Sanschi Elfa zobaczyła coś więcej niż ostrożność i przestrogę. Znalazła odpowiedz.
   Zdumiała się, gdy ujrzała reakcje towarzyszki,myślała,że smoczyca przestraszyła się,że ktoś może usłyszeć Elpis,po części podzielała jej obawy. Ale... Właśnie. Nawet gdy mała przestała płakać Sanschi wciąż bacznie
ją obserwowała,czuwała by sytuacja się nie powtórzyła. Ona ją kocha!
   Niesamowite... Elfka przytuliła dziecko plecami do swojego ramienia dając jej w ten sposób możliwość obserwacji rzeczy znajdujących się przed nią-w tym przypadku smoczycy. Eowina najpierw oglądała gwiazdy odbijające się oczach towarzyszki,lecz gdy ta wciąż nie odrywała wzroku od małej syknęła:

- Sanschi... Czyś..- urwała widząc wyłaniające się powolutku kły,które zalśniły srebrem.

   Smoczyca zamknęła oczy.
   Elfka osłupiała. Smoczyca ewidentnie się uśmiechała ale do kogo? Zaintrygowana wychyliła się i spojrzała na małą,i doznała szoku.
   Elpis uśmiechała się promienie,można było dostrzec pierwsze,lśniące jak perełki ząbki,wyciągała obie małe rączki w kierunku lśniącego pyska Sanschi. Smoczyca otworzyła oczy,cieszyło ją,że ktoś oprócz niej zauważył,że maleńka jest z pewnością inna ale i też niezwykła. Zaryczała radośnie i zanurkowała. Korony drzew delikatnie uginały się w starciu z jej potężnymi łapami. Zimny powiew wiatru rozkojarzył Eowine,która przycisnęła dziecko do siebie by uchronić je przed chłodem. Czuła ciepło bijące z ciała maleńkiej kruszynki.
   Jak to możliwe? Czemu nikt jej nie powiedział,że coś takiego jest możliwe? Czy oni też nie wiedzieli,że dziecko z przepowiedni może posiadać jakieś moce?
   Takie właśnie myśli kotłowały się w jej umyśle. I błysk w świadomości. Sanschi! Ona wiedziała. Ona zauważyła to czego ona,Elfka nie umiała dostrzec.
   Ale jak? Skąd?
   Z nieukrywanym zdumieniem przenosiła wzrok z Elpis na smoczyce i z powrotem.I tak w kółko. Była ciekawa co jeszcze się wydarzy.
   W ciągu paru godzin lotu w nieznane Elpis pokazała co potrafi. Powolutku zaczęła gaworzyć,wszystko ją interesowało,cieszyło. Wychylała się z objęć Eowiny by nacieszyć oczy cudownymi widokami okolicy. Jej rączki dotykały zimnych i metalicznych łusek smoczycy,która w takich momentach mruczała z zadowolenie. Rosła jak na drożdżach.
   W oddali można było dostrzec jaśniejszą łunę światła.
   Budził się kolejny dzień,słońce lada chwila miało przeciąć linie horyzontu.
   Eowina z przerażeniem uświadamiała sobie,że jeśli tak dalej pójdzie,maleńka już niedługo zacznie chodzić,mówić a później... a później stanie się szybkim,bezbronnym łupem! Nie nauczy się bronić...
  Poczuła zimne łzy spływające po policzku,a za nich kolejne. Jej ciałem wstrząsnął szloch.
  Smoczyca wyczuwając nastrój towarzyszki,zniżyła lot i z gracją wylądowała na pierwszej napotkanej polanie wśród drzew.
  Eowina pośpiesznie wytarła dłonią policzki. Zsiadła,pogłaskała Sanschi i z małą w ramionach ruszyła przed siebie.
  Chciała przejść się i przemyśleć to. Smoczyca ruszyła za nimi,nie spuszczając z Elpis wzroku.
  Z czasem oczy Elfki przyzwyczaiły się do półmroku panującego w lesie. Kroczyła tak przed siebie,zastanawiając się co teraz,gdzie ma uciec. Wtuliła twarz w loczki Elpis. Ta z kolei świata nie widziała poza tajemniczością okolicy.
  Nagle Eowina cała zesztywniała. Zmysły mówiły jej,że zbliża się niebezpieczeństwo.
  Poczuła na ramieniu gorący oddech smoczycy. Ona też coś słyszała. Ktoś przedzierał się przez gęstwinę w ich kierunku i lada chwila miał przeciąć im drogę.
  Obcy ludzie?! Postać z wioski?! Kto...?

- O nie.. Bractwo.. Znaleźli ją... nas... Ale jak?-szepnęła do siebie rozdzierającym głosem i przytuliła małą do siebie.
 
  Nogi odmówiły posłuszeństwa,poczuła porażającą słabość. O mało co nie upuściła małej na ziemie.
  Nie oddam jej! Nie dostaniecie małej!
  Poczuła napływ sił. Dla niej gotowa była umrzeć.. gotowa poświęcić się niczym matka.
  Odwróciła się w pośpiechu i wsadziła małą do koszyka umieszczonego na grzbiecie już zdezorientowanej Sanschi. Pocałowała Elpis w policzek a później w czółko.. tak na pożegnanie,na ostatnie pożegnanie... Mała zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji bo wpatrywała się w napięciu w ukochaną twarz swojej opiekunki. Na oko miała już z roczek. Oczy nabrały wyrazu i wyrażały uczucia,emocje.
  Gdzie idziesz? -pytał jej wzrok.
  Nie zobaczę jak dorasta,jak chodzi, a to tylko kwestia czasu....Kilka godzin dzieliło ją od pierwszego kroku Elpis.
  Eowina czuła w gardle ogromną kule,serce pękało na milion kawałków a łzy strumieniami spływały po policzkach,by później odbić się od łusek. Dał się słyszeć dźwięk przypominający delikatne dzwoneczki.

  -Maleńka,muszę iść,zobaczymy się później. Sanschi zaopiekuje się Tobą. O nic się nie martw - nie była w stanie pożegnać się z nią. Tyle słów cisło się jej na usta ale nie ma czasu! Bractwo.. są już blisko.... Zwróciła się do smoczycy-Zabierz ją stąd! Lećcie jak najdalej,nie zatrzymujcie się! Ja.. Ja tu zostanę,by ich zatrzymać.Nie,nie możesz zostać ze mną,musisz ją uratować.

  Smoczyca dziko zaryczała. Chciała zostać! Ból,ogromny ból! O czym ona mówi? Zostawić ją?!
  Rozdarta między chęcią bronienia Eowiny,stania u jej boku a misją ratowania małej,nie wiedziała co ma zrobić.
  Spoglądała Elfce w oczy.Czuła,że to rozstanie i tym ciężej było jej posłuchać rozkazu. Pyskiem otarła się delikatnie o jej policzek a później dłoń. Elfka zrobiła kilka kroków w tył. Cierpiała i to bardzo a z nią Sanschi. Wychowały się razem a teraz... Rozkaz był zbyt trudny do wykonania!

-LEĆ!! Na co czekasz?!

  Chwila niepewności smoczycy,zdecydowanie i upór w oczach Eowiny. Dobrze,polecę ale wrócę-zdawała się mówić smoczyca. Wzbiła się w powietrze,zdążyła zobaczyć lekki uśmiech na zapłakanej twarzy Eowiny i usta który bezgłośnie mówił :'"Kocham was",oraz cienie,które wyłaniały się z ciemności.. Odwróciła głowę.
  Znów dał słyszeć się ryk a po nim głośny śmiech.
  Tylko Sanschi słyszała cichuteńki płacz a później poczuła,że malutkie i wilgotne rączki dotykają łusek.
  Serce czuło niesamowitą boleść.
  Obie ruszyły przed siebie.. Pytanie było jedno- dokąd?! .....Wszędzie ją znajdą.. Chyba,że... Tak! Właśnie tam!


                                                                                   ....................







 


     A oto kolejna część,miało być krótko ale jakoś nie umiem w kilku zdaniach opisać wszystkiego. Tak więc proszę o wybaczenie i cierpliwość.







         Część III

    Poranna Jutrzenka miała kolor świeżej krwi co oznaczać mogło tylko jedno lecz jedynie w przesadach a swymi złotymi promieniami Słońce próbowało zburzyć ten mur,nadać światu piękniejszy wyraz ale niekiedy trudno zatuszować prawdę...Po horyzont rozciągał się gęsty las. 
   Smoczyca patrząc na te walkę starała się nie myśleć o Eowinie,niestety więź była zbyt silna. Cały czas zastanawiała się co z nią,jak ją potraktują....Starała się nie myśleć,że może już nigdy jej nie zobaczyć. Niestety wyobraźnia pracowała jak oszalała. Potrząsnęła kilka razy łbem próbując odgonić złe myśli i skupić się na dalszej drodze.   
   Coraz głośniej i wyraźniej słychać było pierwsze ranne ptaki,które rozpoczynały swoje koncerty dla przyrody,wiatr niosąc cieplejsze powietrze osuszał trawę z rosy,a może to były łzy.. Któż to wie.
   Sanschi zdawała sobie sprawę,że dalszy lot jest niemożliwy i bezsensowny ale nie miała pojęcia gdzie przeczekać do wieczora,gdzie się schronić przecież szukają małej sami najlepsi,tylko ci,którzy pragną jej krwi. Słonce coraz mocniej świeciło.
    Nie,to nie ma sensu,nie po to Eowina się poświęciła by teraz to wszystko zepsuć. Promienie odbijając się od łusek czyniły ciało smoczycy niesamowicie jasnym,była jak żywa pochodnia i łatwa do wypatrzenia na niebie.
    W koszyku drobniuteńkie ciałko poruszyło się nieznacznie. Czyżby wyczuwała nastroje? A może czyta w myślach? Kilka godzin temu były razem,we trzy,kilkanaście godzin temu ona i Eowina były tylko członkiniami Bractwa,wypełniały polecenia a teraz... Ileż się zmieniło! Eowina została schwytana lub raczej dała się złapać tylko po to by za wszelką cenę,nawet tę najwyższą chronić Elpis,by zapewnić małej inne życie niż to które było jej pisane.
   Nawet czyniąc dobry i szlachetny uczynek płacimy za niego słono. Ironia losu? Tak by się mogło zdawać ale czy istnieje coś silniejszego od miłości? Czy z tym uczuciem może się równać cokolwiek?

-Eowina by wiedziała... -pomyślała obolała smoczyca,jej marzeniem było znów ujrzeć te czarne,niezgłębione oczy,figlarny uśmiech na ustach,usłyszeć głos przypominający tysiące dzwoneczków i poczuć jej bliskość,znów być z nią...!

   Fala goryczy zalała jej serce.
   Nie zważając na Elpis zaryczała przeciągle a potem raz jeszcze,głośniej.Chciała wykrzyczeć światu jak bardzo jest pokrzywdzona,jak niesamowicie cierpi! Poczuła na sobie spojrzenie pary maleńkich oczek ale je zignorowała.
   Zanurkowała wśród drzew. Gładko omijała mocne i grube konary,które pojawiały się na jej drodze. Gałęzie ocierały się o jej ciało,liście wdzierały się w usta,drażniły gałki oczne powodując powstawanie łez.
   Czy o to jej chodziło właśnie,by zapłakać?Na silę?
   Mała pisnęła przerażona ale i to zostało niezauważone przez Sanschi. Jeszcze przez chwile mknęły tak przez ciemność by po chwili "wypłynąć" na powierzchnię lasu i skierować się ku chmurom.
   Wyżej! Jeszcze wyżej! Do gwiazd,do słońca!
   Dał się słyszeć cichy krzyk,wyrażający smutek i strach a później na grzbiet smoka spadł grad uderzeń. To mała próbowała opamiętać smoczyce bijąc maleńkimi piąstkami w jej łuski,lecz ta oszalała z rozpaczy i nie zdawała sobie sprawy z własnych czynów.
   Znów to palące spojrzenie... Smoczyca zatrzymała się,odwróciła swój potężny łeb w stronę dziewczynki.
   Ujrzała dziecko mające już ponad 2 lata,będące niezwykłym pod każdym względem, jej miedziane loki spadały łagodnie na ramiona,oczy były niczym książka-można było z nich wyczytać wszystko. Pod względem umysłowym i fizycznym była rozwinięta niesamowicie. Tylko patrzeć na te rumiane liczka i zacięte usta....Tak,teraz to ona sprawowała rządy.
   Spojrzały sobie w oczy.
   Każda z nich zadawała inne pytania,obie szukały różnych odpowiedzi... Oczy Sanschi były smutne,widać było ogromną pustkę,kolosalny ból i bezgraniczną rozpacz,nic nie było w stanie ukoić rozlewającego się po jej ciele żalu.Męczyła się,cierpienie wzmagało się z każdą kolejną sekundą,minutą. Natomiast wzrok Elpis był mieszaniną wszystkiego,uczucia zmieniały się u niej jak pogoda.Można by rzec,że to wiatr przywiewał na przemian smutek,radość,miłość,strach. Cały czas pytała o jedno-"Czy wybaczysz mi?"
   Smoczyca milczała. Jaka odpowiedz jest właściwa? Czy to właśnie przez nią? Poczuła,że z nerwów ciężko jej się oddycha. Zamknęła oczy i pozwoliła ciału opadać w dół,przestała machać skrzydłami bo i po co? Teraz może to skończyć,przestanie cierpieć...
   Mała wychyliła się z koszyka i spojrzała na rosnący w oczach z każdą chwilą las,później zwróciła swą twarz w stronę Słońca,jego promienie przyjemnie grzały skórę. Nie wierzyła by smoczyca zdecydowała się na tak desperacki krok,zbyt kochała Eowine by w ten sposób uczcić pamięć towarzyszki.
   Lecz Sanschi czuła wolność.. Nie wyglądała na kogoś kto się rozmyślił.  Nagle usłyszała ten głos,ten kochany świergot,wyrażał wyrzut i niedowierzanie:

-Leć,kochana leć.. Obiecałaś ją ratować...- tu głos się załamał by po chwili uzyskać weselszą nutę - Chce Cię jeszcze kiedyś zobaczyć. Szukaj jaskini.. Kocham was....

  Smoczyca osłupiała. Elfka potrafiła wedrzeć się do umysłu towarzyszki ale nie robiła tego,chyba,że sytuacja tego wymagała. I teraz czyniąc ten wyjątek dała nadzieje. Sanschi zrozumiała swój błąd. Poczuła nową sile,która pozwala jej znów oddychać i lecieć,znów mogła zrozumieć co to znaczy kochać. Zmusiła skrzydła do pracy,poderwała się po lotu.... do nowego życia.Praktycznie w ostatniej chwili. Rześkie powietrze owiało rumianą buźkę małej.
    Na horyzoncie zaczęły pokazywać się góry. Czy to tam zmierzamy?-pytała mała samą siebie. Smoczyca zaczęła cichutko mruczeć,głos stał się delikatny i łagodny ale wciąż przesycony był bólem. Elpis przytuliła policzek do zimnych łusek i poklepała dłonią grzbiet jakby chciała powiedzieć-" Masz mnie".
   Smoczyca zrozumiała. Jęknęła przeciągle. Skupiła się na szukaniu jakiejś jaskini,w której by mogły obie przeczekać dzień,by o zachodzie słońca znów wyruszyć w drogę. Dzięki wsparciu Eowiny czuła chęć do życia,teraz była pewna,że żyje i że kiedyś znów będą razem. Dla takich marzeń warto żyć!
   Problemem było jeszcze pożywienie dla maleńkiej,smoczyca nie miała zielonego pojęcia czym ją karmić ale póki Elpis nie upominała się o coś do jedzenia postanowiła nie zaprzątać sobie tym głowy na jakiś czas.  Jej czujne i bystre oczy po niedługim czasie wypatrzyły kryjówkę ukrytą wśród krzewów i skał. Zniżyła lot i po chwili wylądowała przed jaskinią.           
   Rozglądnęła się na prawo i lewo by upewnić się,że w pobliżu nie ma nikogo. Mruknęła głucho.
   Elpis wyjrzała z koszyka,spojrzała z zachwytem na otaczającą ją przyrodę i zaśmiała się dźwięcznie. Smoczyca trąciła pieszczotliwie łbem jej ramie i po chwili obie ruszyły w niezgłębione ciemności jaskini.
                                                                        ..................








A oto kolejna część Mam nadzieję, że się spodoba i,że jeszcze trochę ze mną cierpliwie wytrzymacie Dość długo powstawała ta część IV,ale nie miałam głowy do tego
Życzę miłej lekturki
Pozdrawiam.



Część IV

    Na pierwszy rzut oka,ciężko było dopatrzeć się jakichkolwiek szczegółów dotyczących jaskini. Ciemność postanowiła dać szansę zmysłom i szczęściu...
    Sanschi była czujna,nasłuchiwała odgłosów z ciemności,stawiała kroki ostrożnie i powolutku,jej mięśnie były napięte do granic możliwości,bała się,że za chwilę wpadną w jakąś przepaść lub zderzy się z czymś. Wstyd jej było się przyznać,ale szkolenie w ciemnościach zaliczyła ledwie co,tak więc serce jej zamierało z chwilą stawiania każdego kroku.
    Elpis zdawała się być jej przeciwieństwem- z ogromną ciekawością próbowała dostrzec jakieś szczegóły otoczenia,miała bez przerwy uśmiech na ustach,świergoliła do siebie,a głos jej pełen był słodyczy i radości. Można było zauważyć jak szybko rośnie i rozwija się. Potrafiła już stanąć na nogi a jej sprawność ruchowa zadziwiała smoczycę. Raz po raz wychylała się z koszyka i gładziła chłodne w dotyku łuski,by się upewnić czy opiekunka wciąż jest przy niej.
    Za każdym razem dawał się słyszeć cichy i krótki pomruk Sanschi,która jakby potwierdzała swoją obecność.
    Uszła kilka metrów i zatrzymała się. Wiedziała,że musi sprawdzić całą jaskinie by mieć pewność,że nic im nie grozi ale z drugiej strony nie mogła zabrać ze sobą małej,bo to wiązało się z ryzykiem,ale znów samej jej nie zostawi na środku korytarza... Tak bardzo chciała by Eowina była tu..
    Spuściła olbrzymi łeb i pomyślała o swej towarzyszce-"Co ona by zrobiła?" Głupie pytanie....zostawiłaby kruszynę z nią a sama by wyruszyła na patrol. No tak,tyle,że teraz nie ma komu powierzyć ukochanej istotki na chwilę...
    Spojrzała z niechęcią w głęboką ciemność przed sobą... No cóż,trzeba iść dalej...
    Nagle usłyszała,jakby kruszenie skały pod stopami i głosy ludzkie.
    Czyżby ktoś się zbliżał?! Wysiliła oczy,jednak niczego bądź nikogo nie dostrzegła. Serce zaczęło bić coraz szybciej.
    Była pewna,że nie są same w jaskini. Z niesamowitą delikatnością i uwagą skierowała się do wyjścia. Trzeba szybko się wycofać i uciekać,gdzie są ludzie nie są bezpiecznie.
    Muszę się śpieszyć.
    I gdy już była blisko światła,Elpis głośno się roześmiała,chciała w ten sposób powitać naturę ponownie. Każdy w tej chwili
dostrzegłby obłęd i panikę w oczach smoczycy.

-"Co temu dziecku się dzieje?"-pomyślała zdumiona smoczyca.

    Bezpieczeństwo małej było dla niej najważniejsze,tak więc nie zważając już na głośne stąpanie swego cielska,ruszyła biegiem przed siebie,usłyszała jeszcze czyjeś głosy i nawoływania.

-I co teraz? Gdzie mamy się udać?!-serce smoczycy przepełnione było strachem.

    Schowała się za ścianę skalną i postanowiła obserwować ludzi,którzy wybiegną z jaskini.
    Po chwili ujrzała niewielką grupkę chłopców,która po chwili przystanęła i zaczęła się rozglądać po niebie,ich wygląd zaskoczył bestie. Ubrani byli w najróżniejsze skóry zwierząt,nie mieli obuwia,każdy z 8 osobowej grupy miał w prawej ręce własnoręcznie wykonane noże,wiekowo oceniłaby ich na 8-15 lat.

-"Co tu się dzieje? Kim oni są?"-pytała samą siebie Sanschi.

-Szybko,rozejrzyjmy się,muszą być niedaleko! Smok w naszej jaskini.. Kto by pomyślał.. Ruszać się!-krzyczał jeden z chłopców,musiał być przywódcą.

    Sanschi była w szoku....-Jakim cudem rozpoznali mnie? Przecież w jaskini było ciemno a oni byli na dodatek daleko...!
    Zamyśliła się.
    Na jej kolejne nieszczęście Elpis zaczęła głośno gaworzyć.
    Młodzieńcy szybko ruszyli w stronę źródła głosu. Smoczyca postanowiła,że należy uciekać jednak na jej drodze pojawił się młodziutki chłopczyk,może 5-letni. Trzymał kciuk w ustach i milczał jak zaklęty. Popatrzyli sobie w oczy.. W spojrzeniu dziecka było coś przyciągającego i zarazem magicznego.
    Smoczyca po chwili zapomniała o Bożym świecie. Przybiegła reszta bandy... Stanęli jak zaczarowani.
    Kilka kroków przed sobą mieli ogromnego,złotego smoka a na jego grzbiecie koszyk z dzieckiem,które uśmiechało się szeroko do nich. Powoli i ostrożnie zaczęli zbliżać się.
    Smoczyca jakby oprzytomniała.
    Obrzuciła jeszcze nieprzytomnym wzrokiem całe zgromadzenie i zaczęła powoli kojarzyć fakty.
    Zawarczała krótko raz,a potem drugi,na koniec odsłoniła kły. Chłopcy chyba przeliczyli swoją odwagę,bo gdy tylko ich twarze owioną oddech bestii,zaczęli się cofać,ich młodzieńcze oczy mówiły,że boją się panicznie.
    Smoczyca zrozumiała.
    Położyła się płasko na ziemi i zamruczała leciuteńko. Oznaczało to,że ma pokojowe nastawienie.
    Elpis jakby piorun raził. Jej twarz przybrała poważnego wyrazu,oczy miały metaliczny odcień i błyszczały niesamowicie,kurczowo ściskała dłońmi brzeg koszyka,patrzyła wyzywająco na zebranych ludzi.
    Smoczyca tylko raz widziała małą w takim stanie..Gdy leciały w stronę Słońca,Sanschi oszalała z rozpaczy po stracie Eowiny przestała się przejmować życiem i to właśnie spojrzenie tej pary oczu ukazało nowy cel w jej życiu.
    Dzieci nieufnie przystanęły i patrzyły na te niecodzienną parę towarzyszy,ciekawiło ich skąd ten olbrzymi jaszczur ma maleńką dziewczynkę w koszyku.
    Mimo,iż czuli,że pasowałoby małą odbić nie mieli tyle odwagi,by zbliżyć się choćby o krok. Smoczyca bezbłędnie odczytywała myśli chłopców i po chwili podniosła się,obrzuciła ich łagodnym spojrzeniem i wzbiła się w powietrze.Tuman kurzu zasłonił odlatujących a chłopcy,nie mogli obserwować swobodnego lotu smoczycy,bo zmuszeni byli do zasłonięcia oczy dłońmi.
    Tu zostać nie mogą. Muszą poszukać innej kryjówki.
    Elpis natychmiast poprawił się humor i po pewnym czasie udzielił się i on Sanschi. Niestety wciąż czuła niepokój narastający z każdą chwilą-mają mało czasu,dużo przepadło a wciąż nie miały się gdzie ukryć... Smoczyca z desperacją w oczach rozpoczęła ponowne poszukiwania.
    Maleńka po chwili znudzona obserwowaniem drzew,została wzięła w ramiona Orfeusza i z delikatnym uśmiechem na ustach pozwoliła opaść powiekom...


                                                                      ..............................................

Ostatnio edytowany przez Elpis (2010-01-23 23:47:28)


Nick - Elpis
Klasa - Uzdrowicielka
Lvl - 29
Gildia -  Palaqun
Pet- Smok ( 33 lvl ) / Koń ( 18 lvl )
Imiona petów - Esperanza / ----

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.narutooshup.pun.pl www.jediacademy.pun.pl www.tibiaot.pun.pl www.great-land.pun.pl www.bollyworld.pun.pl